Dyskusja nad datą narodzenia Jezusa trwa od dwóch tysięcy lat, przy czym wiele wskazuje, że obchody 25 grudnia nie są rzeczywistym upamiętnieniem jego przyjścia na świat. Pytania budzi też geograficzne umiejscowienie jego narodzenia. Naukowcy i egzegeci poprzez szczegółowe badania starają się oddzielić prawdę od mitu. Brak wiarygodnych źródeł historycznych z tamtego okresu czyni jednak tę pracę niezwykle trudną…
Urodzony w Boże Narodzenie
W zasadzie, obecnie nikt już nie przyjmuje, że Jezus przyszedł na świat w dniu, jaki wskazuje kalendarz gregoriański, ułożony w 532 roku przez mnicha Dionizego Małego. Upieranie się przy tym terminie podważyłoby informacje zawarte w ewangeliach, a właśnie one – póki co – stanowią trzon źródeł potwierdzających historyczność osoby Nazarejczyka. Dziś badacze optują najczęściej za piątym rokiem przed naszą erą. Co sprawiło, że taką właśnie datę, spośród wielu innych, uznano za najbardziej prawdopodobną?
U św. Mateusza czytamy, że Jezus urodził się za panowania Heroda Wielkiego. Herod umarł w kwietniu 750 r. od założenia Rzymu, czyli w 4 roku p.n.e. Łukasz informuje z kolei, że zapowiadający wystąpienie Jezusa Jan Chrzciciel, rozpoczął swą działalność w piętnastym roku rządów Tyberiusza – jak wiemy syn cieśli miał wówczas około trzydziestu lat. Biorąc pod uwagę fakt, iż Tyberiusz pierwsze dwa lata sprawował władzę do spółki z Augustem, a dopiero od roku 12 n.e. w pełni samodzielnie – Łukasz ma na myśli albo rok 27, albo 29 naszej ery. Podsumowując, według powyższych danych Jezus musiał urodzić się nie później niż przed 4 rokiem p.n.e. (data śmierci Heroda) i nie wcześniej niż w 6 roku p.n.e. (wówczas, w chwili wystąpienia Jana Chrzciciela miałby 33 lata). Za najbardziej prawdopodobny przyjęto więc 5 rok p.n.e. – tzw. datę środka.
Dodatkowo całą rzecz komplikuje inna wzmianka z Ewangelii Łukasza, mówiąca o spisie ludności zarządzonym przez Kwiryniusza. Z wiarygodnych źródeł wiadomo bowiem, iż spis taki odbył się faktycznie, lecz dopiero w 4 lub 5 roku po Chrystusie. By pogodzić rozbieżności pomiędzy ewangeliami, trzeba by zatem założyć, iż podobna ewidencja miała miejsce także za rządów Heroda, i że jej wykonawcą również był Kwiryniusz. Jakkolwiek hipotezy tej nie da się całkowicie wykluczyć, trudno uznać ją za przekonującą.
Nie znając roku narodzin Jezusa, nic pewnego nie wiemy też o dniu, w którym przyszedł na świat. Dopiero w pierwszej połowie IV wieku Kościół uznał, że doniosła ta rocznica ma być obchodzona 25 grudnia. Wcześniej brano pod uwagę takie daty jak: 2 lub 6 stycznia, 25 lub 28 marca, 18 lub 19 kwietnia, a także 20 maja. Na ostatecznej decyzji zaważył bez wątpienia fakt, iż 25 grudnia przypadało święto pogańskiego boga Mitry, otaczanego w owym czasie powszechnym kultem – dawało to Kościołowi szansę pozyskania nowej rzeszy wiernych. Obecnie jedynie ormiańscy i armeńscy chrześcijanie obchodzą Boże Narodzenie w inny dzień roku, 6 stycznia.
Betlejem czy Nazaret?
Miejsce przyjścia Jezusa na świat według Giotto di Bondone. Gwiazda Betlejemska przedstawiona jest jako kometa prawdopodobnie dlatego, że sam artysta widział kometę Halleya w 1301 r.
Mateusz utrzymuje, że Józef i Miriam (rodzice Jezusa) zamieszkiwali w Betlejem. Tam też przyszedł na świat ich syn. Inną wersję wydarzeń podaje w ewangelii Łukasz. Według niego, miastem rodzinnym cieśli i jego żony był Nazaret, miejscowość położona w Galilei. Stamtąd brzemienna Miriam i jej mąż wyruszyli do Judei, do Betlejem, aby „dać się zapisać”. Oboje pochodzili z rodu Dawida, a ogłoszony przez rzymskiego rządcę spis ludności polegał na uaktualnieniu ksiąg rodowych, czyli konieczności stawienia się w miejscu swego pochodzenia. Dający początek całemu rodowi król Dawid przyszedł na świat właśnie w Betlejem.
Te niejasności posłużyły niektórym krytykom do postawienia tezy, iż Jezus naprawdę urodził się w Nazarecie, a ewangeliści umieścili to wydarzenie w Betlejem, by potwierdzić treść starożytnych proroctw. W tamtych czasach Izraelczycy oczekiwali bowiem narodzin mesjasza nie gdzie indziej, jak właśnie w „mieście Dawidowym”. Prorok Micheasz pisał: „A ty, Betlejem Efrata, najsilniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu” (Mi 5,1).
Czy możliwe jest, by autorzy Nowego Testamentu dokonali podobnego nadużycia? By dla mitologii bez mrugnięcia okiem „poświęcili” fakty?
W tej kwestii zdania są podzielone.
Osioł, wół i magowie
„Pochód Trzech Magów” J. Tissota (DP)
Jeśli chodzi o „scenerię” Bożego Narodzenia, większość jej elementów poznaliśmy dzięki Tradycji i ewangeliom apokryficznym. Z tekstów kanonicznych (akceptowanych przez Kościół) wiemy jedynie, iż Mesjasz narodził się w żłobie, bo „nie było (…) miejsca w gospodzie” (Łk 2,7). Że najwcześniej dowiedzieli się o tym wydarzeniu pasterze (Łk 2,8-20), a jako pierwsi hołd Jezusowi złożyli Mędrcy ze Wschodu, ofiarowując mu dary: złoto, kadzidło i mirrę (Mt 2, 1-12). Wszystkie pozostałe szczegóły – przykładowo osioł i wół adorujące Dzieciątko – pochodzą z takich apokryfów jak: „Ewangelia Narodzenia”, „Protoewangelia Jakuba”, „Historia narodzenia i dziecięctwa Zbawiciela”, „Ewangelia Dziecięctwa” i „Ewangelia św. Piotra”.
Mędrców ze Wschodu uznano za królów dopiero w VI wieku n.e.; wcześniej Tradycja mówiła o nich jako o Magach, czyli kapłanach irańskich. To przemianowanie zostało być może zainspirowane powtórnym odczytaniem Psalmu 72, gdzie jest mowa o tym, że „królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, królowie Szeby i Saby złożą daninę. I oddadzą mu pokłon wszyscy królowie…”.
Ilu było Mędrców? Jako że ewangelie nie wyjaśniają tej kwestii, ich liczbę ustalono po ilości darów, przyjmując, iż każdy z hołdowników ofiarował jeden. Możliwe jest również, że symbolika ta miała nawiązywać do trójki synów Noego – praojców głównych ludzkich narodów. Jeżeli prorok przewidywał, że pokłon Żydowskiemu Królowi oddadzą władcy pochodzący z różnych stron świata – musiał mieć na myśli reprezentantów odmiennych ras. Za takim rozumowaniem przemawia fakt, iż jeden z Mędrców przedstawiany jest w ikonografii jako Murzyn.
Dla porządku dodajmy, że liczba Królów w pierwszych czterech wiekach wahała się, i to znacznie. Jeszcze dziś można oglądać w Rzymie malowidła ścienne, na których zamiennie występują grupy dwóch, czterech, a nawet sześciu Magów. W kościołach wschodniego chrześcijaństwa wierzono natomiast, że było ich dwunastu – tylu co Apostołów.
Trudno dokładnie ustalić, kiedy Tradycja nadała Magom imiona. Już w VII wieku pojawiają się jako Gathaspa, Bithsarka i Melchior, czyli Kasper (Kacper), Baltazar i Melchior. Pod tymi też imionami funkcjonują do dziś. Kościół obchodzi ich święto 6 stycznia.
Gwiazda i podarki
„Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem (…) oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: ” – czytamy w Ewangelii św. Mateusza (Mt 2, 1-2). Rzeczona „gwiazda”, to kolejna tajemnica Wigilijnej Nocy.
Znak od Boga? Zjawisko astronomiczne? Legenda? Jak na razie, naukowcy nie powiązali jej z żadnym znanym w tamtym czasie zjawiskiem niebieskim, choć być może mogłoby tu chodzić o potrójne złączenie Marsa, Jowisza i Saturna, jakie miało miejsce w 6 roku p.n.e.
Gwiazdy zapowiadające epifanię syna lub wysłannika bożego manifestowały swą obecność nad długo przed Chrystusem. Swoją gwiazdę miał urodzony 600 lat wcześniej Budda; hinduski bóg ognia Agni; także Kriszna – wcielenie Wisznu, bohater „Mahabharaty”. Nowa gwiazda towarzyszyła ponoć narodzinom Juliusza Cezara. Ukazała się w konstelacji Lwa, kiedy przyszedł na świat, a potem ponownie, gdy pokonał buntowników Pompejusza w bitwie pod Farsalos. W tradycji żydowskiej mesjasza – jako „gwiazdę z Jakuba” – zapowiadał prorok Balaam (Num. 24, 17).
Gwiazda Betlejemska, jak poucza Tradycja, ukazała się na wschodnim niebie, po czym poprowadziła Mędrców do miejsca narodzin Jezusa, by mogli sprezentować mu dary. Czym były owe dary?
Kacper ofiarował kadzidło – oznakę boskości. Melchior mirrę – symbol cierpienia, a więc upominek zapowiadający przyszłą mękę Chrystusa. Wreszcie Baltazar – złoto, emblemat godności, majestatu i władzy. Trzeba tu dodać, iż podarki te miały w owym czasie sporą wartość. Uzyskiwaną z kory balsamowców mirrę wykorzystywano do mumifikacji zwłok, słynęła ona także jako składnik świętych balsamów i olejów, lek na astmę, a nawet silny afrodyzjak (ceniły go szczególnie izraelskie niewiasty). To wszechstronne zastosowanie czyniło z mirry środek płatniczy, który nie ustępował w niczym złotu.
Kadzidło, pozyskiwane z aromatycznej żywicy kadzidłowca, również stanowiło niezwykle cenny produkt. W Izraelu przypisywano mu iście cudowne właściwości; od V w. p.n.e. palono je np. rytualnie na specjalnych ołtarzach, wierząc, iż kadzidlany dym osłania oczy kapłana przed „porażającą obecnością Boga”.
Aby zamknąć wątek Trzech Króli, dopowiedzmy, iż ich rzekome szczątki spoczęły w 1161 roku w katedrze w Kolonii, sprowadzone tam przez Fryderyka Barbarossę, organizatora jednej z krucjat mających na celu odzyskanie Ziemi Świętej. Ponoć relikwie te trafiły w IV wieku z Persji do Konstantynopola, następnie do Mediolanu – i właśnie tam wszedł w ich posiadanie cesarz. Autentyczność tych szczątków w czasach, gdy kwitł „rynek relikwii”, wydaje się jednak mocno wątpliwa.
Herod – dzieciobójca
Herod Wielki (ok. 73-4 p.n.e.) – król Judei z łaski Rzymu w okresie narodzin Jezusa.
Z Ewangelii Mateusza dowiadujemy się, iż Nowonarodzonemu w pewnym momencie zagrażało niebezpieczeństwo – Herod i jego lęk o utrzymanie władzy, który mógł pchnąć go do zbrodni. „Wstań, weź Dziecię i jego Matkę i uchodź do Egiptu” – słyszy we śnie Józef. To ostrzeżenie ratuje Jezusowi życie.
„Rzeź niewiniątek” – przerażający obraz, jakby negatyw idyllicznej scenerii Narodzenia. Za sprawą największych malarzy – Giotta, Bruegela St., Tintoretta, Rubensa – nieodmiennie okupujący zbiorową wyobraźnię ludzkości. Jednak wydarzenie to jest dziś kwestionowane przez niektórych badaczy. Posłuchajmy ich argumentów.
Historyk Józef Flawiusz (sam Izraelczyk) wylicza w „Starożytnościach żydowskich” wszystkie zbrodnie Heroda, poczynając od wydania przez niego wyroku na żonę, a na straceniu syna pierworodnego kończąc. O zabijaniu dzieci betlejemskich nie ma tam jednak ani słowa. O zdarzeniu takim nie wspomina również Nikanor, współczesny Herodowi jego panegirysta, który obrał sobie za cel wybielenie władcy w oczach potomnych i – to istotne – znalazł usprawiedliwienie dla niemal wszystkich zbrodni Idumejczyka. Kolejna niejasność wynika z faktu, że – zgodnie z oświadczeniem Mateusza – od narodzin Jezusa do wydania rozkazu zgładzenia dzieci minęły aż dwa lata. Jak bowiem w przeciwnym wypadku wyjaśnić to, że Herod pragnie śmierci chłopców w takim właśnie wieku?
Dwa lata? A przecież analizując Nowy Testament odnosi się wrażenie, że od wizyty Mędrców u Heroda minęło co najwyżej kilka miesięcy…
Można też mieć wątpliwości co do łączenia przez autora ewangelii domniemanej rzezi niemowląt z proroctwem Jeremiasza: „Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo ich już nie ma” (Jr 31,15). Fragment ten, jak przyjmują egzegeci, odnosi się bowiem do deportacji ludności Izraela do Babilonu w 587 r. p.n.e. i nie ma nic wspólnego z opłakiwaniem zabitych. Właśnie dlatego część badaczy utrzymuje, iż Mateusz – pisząc ewangelię dla Żydów – przywiązywał większą wagę do idei wypełnienia się starotestamentowych proroctw, aniżeli do faktów.
Wojciech Chudziński (ur. 1964) – dziennikarz i pisarz o bogatym dorobku, współpracownik licznych pism, od 2005 r. zastępca redaktora naczelnego „Nieznanego Świata„, autor lub współautor takich książek jak: „Kręgi, cuda, kwanty…„, „Ten drugi w nas”, „Niewyjaśnione zjawiska w Polsce”, „Chaneling”. Odwiedź stronę internetową autora.
Cokolwiek byśmy na ten temat powiedzieli, Herod był bez wątpienia do takiego okrucieństwa zdolny. Obrońcy autentyczności rzezi „młodzieniaszków betlejemskich” ripostują ponadto, iż pośród rozlicznych łajdactw Idumejczyka, to jedno mogło łatwo zginąć z oczu. Betlejem nie należało do dużych miast; ile mogło znajdować się w nim dwuletnich dzieci?
Pomimo iż podobne informacje trudno traktować do końca poważnie, odnotujmy dla porządku, iż szczątki małoletnich Herodowych ofiar trafiły w XV wieku do Francji, do kaplicy Cmentarza Niewiniątek w Paryżu (niestety już nie istnieje). Cenne te relikwie ofiarował sam król Ludwik XI.
No cóż, oddzielanie prawdy od mitu nie należy do zadań łatwych. Zazwyczaj dzieje się to przy wtórze sporów, polemik i wzajemnych oskarżeń. Na szczęście jednemu w tym wszystkim trudno zaprzeczyć: Jezus naprawdę się narodził, przeszedł do historii jako postać niezwykła, a miliony ludzi przez dwa tysiące lat skupiały na nim uwagę, starając się odpowiedzieć na najważniejsze egzystencjalne pytania.
I może to jest w tych rozważaniach najważniejsze.
Autor: Wojciech Chudziński
Zdjęcie w nagłówku: G. van Honthorst, Adoracja pasterzy (1622), fragment.
Opublikowane za zgodą autora