Według zwolenników tej teorii w przekazach biblijnych sprzed kilku tysięcy lat zawarto informacje na temat przyszłych wydarzeń, w tym Holokaustu oraz zamachów z 11 września. Pierwsze sukcesy w poszukiwaniu zawartego w Biblii (a dokładniej w Torze) kodu osiągnąć miał jeszcze w pierwszej połowie XX wieku rabin Weissmandl, w którego ślady poszła para izraelskich naukowców, Elijahu Rips oraz Doron Witztum, który dopatrzyli się w Torze informacji na temat wielu słynnych osób, o których nie mogli przecież wiedzieć jej twórcy. Wkrótce sprawą zainteresował się amerykański dziennikarz Michael Drosnin, który nie tylko dopatrzył się w Biblii nowych często sensacyjnych przesłań, ale został również autorem bestsellera „Kod Biblii”. I choć po spektakularnym sukcesie czekała go jeszcze bardziej głośna klęska, sceptykom pozostała jeszcze do rozwiązania kwestia kodu opracowanego przez Ripsa…
Hipoteza ta pojawiła się przed ponad 10 laty, kiedy amerykański pisarz Michael Drosnin opublikował swą książkę pt. „Kod Biblii” (1997), która kazała się bestsellerem. Sprawa wyglądała na banalnie prostą, otóż wystarczyło według niego w odpowiedni sposób zmienić sekwencję liter w oryginalnej hebrajskiej wersji Biblii, aby móc uzyskać z niej interesujące „przepowiednie”. Mimo to bliższe zapoznanie się z tematem pociąga za sobą szereg wątpliwości.
Rabin Chaim Weissmandl
Idea doszukiwania się w Biblii ukrytych wiadomości wywodzi się od rabina Chaima Weissmandla, który w latach 40-tych ub. wieku próbował odnaleźć w treści Pięcioksiągu (Tory) zakodowane informacje poprzez wykorzystywanie ciągów równoodległych liter. Aby dokonać czegoś podobnego musimy przyjrzeć się tylko niektórym literom tworzącym dany tekst (np. co trzeciej lub co dziesiątej) pomijając przy tym odstępy i znaki przestankowe. Mówiąc ogólnie mamy to czynienia z bezładną mieszaniną liter, z której najwyżej w wyniku przypadku wyłania się określone słowo. Jeśli jednakże w tak odczytanym tekście pojawi się większa ilość słów formujących zrozumiałą wiadomość, wówczas pojawia się sytuacja, w której możemy mieć do czynienia z zakodowaną w tekście informacją.
Kod Ripsa
Sukcesy, jakie na polu odczytywania zawartego w Biblii kodu odniósł rabin Weissmandl skłoniły w 1983 roku izraelskiego matematyka Elijahu Ripsa do zajęcia się kwestią informacji zakodowanych rzekomo w Torze. Rips był wówczas jednym z najbardziej uznanych matematyków, który zyskał renomę zajmując się teorią grup. Pochodzącemu z Łotwy religijnemu żydowi, który od małego wykazywał duże zdolności w kierunku matematyki problemy sprawiały jednak jego poglądy polityczne. W 1969 roku dostał się do więzienia po tym, jak próbował podpalić się na znak protestu przeciwko spacyfikowaniu przez Sowietów Praskiej Wiosny. Jednakże nawet w czasie odosobnienia Rips dokonał ważnych odkryć matematycznych, a po gorących protestach ze strony braci matematyków został on zwolniony z więzienia w 1972 roku i deportowany do Izraela, gdzie kontynuował karierę.
Do swych poszukiwań ukrytych w Torze wiadomości Rips wciągnął fizyka Dorona Witztuma. Po wstępnych badaniach nad ciągiem liter, które dały pozytywne wyniki, Rips i Witztum zdecydowali się poszukać w Biblii imion sławnych Żydów oraz dat ich urodzin i zgonów. Pragnęli dowiedzieć się, w jak wielu przypadkach poszukiwane nazwisko pojawi się w bliskiej odległości od odpowiednich dat. Rachunek prawdopodobieństwa wskazywał, że może dojść do przynajmniej jednego trafnego strzału, choć dwaj panowie mieli apetyty na wykrycie znacznie większej ilości zdumiewających zbieżności, co wykazałoby, że Tora zawiera w sobie nieznany kod.
Listę pożądanych nazwisk i dat Rips i Witztum sporządzili dzięki jednej z encyklopedii, dzięki której zgromadzili nazwiska 66 wybitnych postaci żydowskiego pochodzenia. Ponieważ każdej hebrajskiej literze odpowiada odpowiednia wartość numeryczna, badacze nie musieli wprowadzać rozróżnień między cyframi i literami. Następnie Rips i Witztum opracowali model statystyczny, który określał odstęp między dwoma ciągami równoodległych liter. Ponadto ustalili oni formułę, która pomagała określić średnią wartość kilku odstępów. Twórcą używanego do obliczeń oprogramowania był ekspert komputerowy Yoav Rosenberg.
Elijahu Rips
Wynik poszukiwań kodu był zdumiewający, bowiem zgodnie z obliczeniami średni dystans między nazwiskiem a datą urodzenia i śmierci okazał się mniejszy niż przypuszczano. Oznaczało to, że twórcy Tory posiadali „świadomość” istnienia słynnych żydowskich osobistości, ich imion oraz ważnych dat. A ponieważ wszystkie 66 osób, które odnaleziono w żydowskiej encyklopedii przyszło na świat już po stworzeniu Tory, trudno było o odpowiednie wytłumaczenie tego fenomenu za pomocą naukowych argumentów. Rips, Witztum i Rosenberg postanowili podzielić się swym odkryciem z innymi naukowcami, jednakże kilka prób powtórzenia ich badań nie przyniosło żadnych rezultatów. Nie natrafiono bowiem na nic szczególnego.
Ostatecznie trójka badaczy postanowiła przedłożyć swój artykuł wydawcom prestiżowego magazynu „Statistical Science”. Ponieważ recenzenci nie mieli zastrzeżeń do publikacji, artykuł poświęcony „równoodległym ciągom liter w Księdze Rodzaju” ukazał się w 1994 roku. Autorzy wyjaśniali w nim nie tylko przebieg badań, ale również wyznaczali bardzo niewielki współczynnik wskazujący na zaistnienie w tym przypadku zbiegu okoliczności.
Od środka. Temat na bestseller
Reakcje na odkrycie przez Ripsa tajemniczego kodu Biblii nie były tak spektakularne, jak można się było spodziewać. Większość ekspertów w ukrytych biblijnych przekazach dostrzegała jedynie ciekawostkę aniżeli poważne odkrycie. W ten sposób odkrycie Ripsa nie odbiło się niemal żadnym echem, jednakże zmieniło się to, gdy dowiedział się o tym amerykański dziennikarz Michael Drosnin. Drosnin pracował uprzednio dla „Washington Post” oraz „Wall Street Journal”, zaś w 1987 wydał popularną biografię Howarda Hughesa. Drosnin był zafascynowany kodem Biblii do tego stopnia, że postanowił spotkać się z jego odkrywcą, aby uzyskać od niego dodatkowe informacje.
Mimo całej fascynacji Drosnina ukrytym w Torze kodem zdawało się, że nie wystarczy mu jednak poszukiwanie imion i dat ważnych osobistości ze świata żydowskiego. Dlatego też zdecydował się on sam zanalizować inne równoodległe ciągi liter w celu odnalezienia innych wiadomości. Jednakże w przeciwieństwie do Ripsa Drosnin zrezygnował z rygorystycznego naukowego podejścia i szukał informacji na temat wszystkiego, co tylko przyszło mu do głowy. Dokonując modyfikacji parametrów poszukiwań odnalazł on swe własne zakodowane wiadomości ukryte pośród 304805 słów Tory.
Podobnie jak Rips Drosnin poszukiwał głownie przypadków, gdzie z mieszaniny równoodległych liter wyłaniały się zrozumiałe sąsiadujące ze sobą wyrazy. W ten sposób natrafił on na kombinację hebrajskich liter formujących napis Itzhak Rabin oraz złowrogie „morderca, który zamorduje” krzyżujące się z jego nazwiskiem. Według Drosnina była to wyraźna wskazówka dotycząca zamordowania Rabina w 1995 roku.
Michael Drosnin
Coraz to nowe odkrycia dokonywane przez Drosnina spowodowały, że w 1997 roku wydał on książkę pt. „Kod Biblii”. Winston Churchill, Stalin, Adolf Hitler oraz Napoleon. Oprócz tych pojawiły się także nazwy ważnych wydarzeń w historii świata. Drosnin stwierdził nawet, że po odczytaniu proroctwa dotyczącego losu Itzhaka Rabina próbował go ostrzec.
W swych wywodach Drosnin ukrył fakt, że jego przepowiednie dotyczące historii świata nie mają już wiele wspólnego z naukowymi metodami wykorzystywanymi przez Ripsa. Przedstawiając jednak Ripsa jako bohatera, którzy przyczynił się do powstania „najważniejszej książki na temat Księgi Ksiąg” Drosnin uznawał się za skromnego pismaka stojącego w tle i jak się okazało strategia ta przyniosła wspaniałe efekty. „Kod Biblii” sprzedał się w ponad 20 milionach egzemplarzy na świecie.
Nastroje
Podczas gdy wielu amatorów przyjmuje bezkrytycznie teorie Drosnina eksperci nie są już tak optymistyczni w kwestii ich oceny. Specjaliści od statystyki i kryptolodzy stwierdzili, że wykorzystując metodę Drosnina w każdej książce natrafić można na wszystko, czego tylko się chce. Trzeba tylko wiedzieć, jak szukać. W przypadku rzekomego proroctwa dotyczącego Itzchaka Rabina Drosnin wybrał odstęp z 4772 liter. Nie ujawnił też jakich innych słów szukał i jaki był wynik tych poszukiwań a ponieważ brał on pod uwagę także słowa napisane wspak i na skos liczba trafień była odpowiednio większa. Nie należy zapominać także, że hebrajska Biblia nie zawiera samogłosek stąd też słowo Itzchak Rabin składało się z ośmiu a „morderca, który zabije” z jedenastu liter. Alfabet hebrajski składa się z 22 liter, z których każda posiada odpowiednią wartość liczbową. To dlatego Drosnin odnajdywał wiele dat w tworzonych przez siebie ciągach.
Przeciwności go jednak nie demotywowały i domagał się on nawet od swych krytyków, aby udowodnili swe racje odnajdując podobne proroctwa choćby w powieści „Moby Dick”. Powodzenie tej operacji udowodniłoby teorię o tym, że Drosnin nie tylko się myli, ale przyjmując odpowiedni sposób poszukiwania dopatrzeć można się dokładnie tego, co się chce. Poszukiwania chętnych nie zajęły wiele czasu i wyzwania tego podjął się australijski matematyk Brendan McKay, który wykazał, że stworzył swój tajemny kod i proroctwa. McKay był w stanie natrafić w powieści na informacje dotyczące zamachów na Indirę Gandhi, Lwa Trockiego, Martina Luthera Kinga czy Johna F. Kennedy’ego. Jak na ironię, McKey trafił na proroctwo dotyczące przyszłości Drosnina i jego teorii. Składało się ono z jego nazwiska oraz słów „zabity” oraz „kłamca”.
Na poszukiwanie ukrytych proroctw wybrał się także fizyk David E. Thomas, który poszukiwał ich w angielskim tłumaczeniu Biblii a także w jednym z orzeczeń Sądu Najwyższego USA. Tematem tym zajął się także Wolfgang Hund z GWUP – stowarzyszenia sceptyków zajmującego się badaniem zjawisk paranormalnych. W 1999 roku postanowił on zbadać bajkę o Czerwonym Kapturku pod względem zawartych w niej przepowiedni.
W wyniku niepomyślnego obrotu sprawy Drosnin stał się tematem wielu złośliwych komentarzy. Niemiecki „Der Spiegel” określił książkę jako „ezoteryczną kobyłę” mówiąc o „kodzie bez przyszłości”. W 1997 roku sprawie kodu Biblii wiele uwagi poświęcił także tygodnik „Focus”, który jako jeden z nielicznych uniknął próby ostatecznej oceny książki.
Dogorywający spisek
Oczywiście od książki Drosnina zdystansował się także sam Rips, który wyjaśnił, że nie współpracował z Drosninem i nie podziela jego punktu widzenia odnośnie proroctw z „Kodu Biblii”. To wszystko jednak wydawało się nie wpływać nawet w najmniejszym stopniu na Drosnina, który w 2002 roku opublikował kolejną książkę poświęconą tej tematyce pt. „Kod Biblii II: Odliczanie”. Trudno jednak o dzieło bardziej żenujące bowiem autor nie tylko nie wspomina ani słowem o różnicach między pracą Ripsa a jego dorobkiem ani też nie odnosi się w żaden sposób do krytyki, z jaką się spotkał. Tą zrzuca w pełni na barki Ripsa. Pominięty został również fakt zupełnego zdystansowania się Ripsa od Drosnina i jego bestsellera, który przedstawiony został jako konsultant i przyjaciel Drosnina w kwestii poszukiwań biblijnego kodu.
W drugiej części „Kodu Biblii” nie odnajdujemy niczego zaskakującego. Drosnin twierdzi jednak, że w międzyczasie trafił na ślad proroctw dotyczących ataków na WTC w 2001 roku, jak i też innych ważnych wydarzeń z historii świata. Jednakże naukowy poziom jego prac po raz kolejny sięgnął zera a Drosnin zdawał się nie uwzględniać roli przypadku w odczytywaniu proroctw. Autor najwyraźniej bowiem zdążył się nauczyć tego, o czym wiedział już Nostradamus: w proroctwach dotyczących losów świata zawsze należy uwzględnić element grozy. Dlatego też „Kod Biblii II” wskazywał na rok 2006 jako czas „nuklearnego holokaustu”, od którego wziął się podtytuł „Odliczanie”. Nic takiego do tej pory nie nastąpiło.
Fragment tablicy Drosnina, na której dopatrzył się on słów szoah (określenia holokaustu zaznaczonego tutaj na czerwono) oraz daty 5766 (zielony), a nawet swojego nazwiska (w innej części)
Przy publikacji drugiej książki poświęconej kodowi Bilbii Drosnin boleśnie przekonał się, że nie da się do oporu korzystać z tych samych scenariuszy i powielać tych samych błędów. Książka sprzedawała się bowiem znacznie gorzej niż jej pierwsza część, jednakże w 2003 roku Drosnina spotkał inny zaszczyt: został on zaproszony do Pentagonu, gdzie wypytywano go o miejsce przebywania bin Ladena, jednak okazało się, że Biblia nie udziela w tej kwestii żadnych interesujących odpowiedzi.
Przed kilkoma laty Drosnin zapowiedział trzecią część serii o podtytule „Poszukiwanie”. Premiera planowana na kwiecień 2007 została odłożona w czasie, stąd też fani i sceptycy musieli uzbroić się w cierpliwość. Nową datą został listopad 2010 roku.
Co z kodem Ripsa?
Podczas gdy kod Drosnina spotkał się u specjalistów z krytyką a nawet szyderstwem ze znacznie innym przyjęciem spotkały się prace Ripsa i Witztuma, choć i one stały się przedmiotem krytyki. Ważną publikacją w tym względzie była praca wspomnianego już Brendana McKaya i czwórki innych autorów ze „Statistical Science”. Piątka ekspertów wskazała, że choć metoda wykorzystywana przez Ripsa i Witztuma jest logiczna, to nie jest jedyną z możliwych opcji. Nawet przy wyborze nazwisk do poszukiwań mieli oni pewne pole manewru, bowiem większość z nazwisk posiada kilka możliwych wariantów pisowni. Podobny problem dotyczy modelu statystycznego. Szeroko zakrojona wolność wyboru sprawiała, że dwaj panowie mogli dobrać parametry pozwalające na osiągnięcie najlepszych wyników. Badania McKaya i jego kolegów dowiodły jednak, że każdy dobór parametrów odmiennych od tych użytych przez Ripsa prowadził do mniej efektywnych wyników. Eksperci uniknęli jednak jednoznacznej odpowiedzi na to, czy Rips i Witztum celowo dobrali najbardziej korzystne parametry czy też może był to zbieg okoliczności lub skutek przeoczenia.
Obok problemów statystycznych McKay i jego towarzysze natknęli się na następy problem. Rips i Witztum twierdzili, że swoje badania przeprowadzili na oryginalnym tekście Tory, przy czym mieli tu na myśli egzemplarz wydany w 1962 roku przez wydawnictwo Koren. Jednakże istnieją różne wersje Tory, stąd też niemożliwe jest ustalenie, która z nich posiada status oryginalnej. Wersja na której się opierali nie jest jednak oryginalna, ponieważ nie jest zbieżna ze zwojami z Qumran stanowiącymi najwcześniejsze źródła Tory. Jeśli zatem istnieje jakiś kod w niej zawarty nawet najdrobniejsze zmiany wpłynąć mogą na jego zniekształcenie.
W 2003 roku BBC nadała reportaż, w którym przeprowadzono powtórkę testu Ripsa-Witztuma. Tym razem prawdopodobieństwo przypadku obliczono na 0.3 – 0.5%, choć u samych badaczy miało ono wartość rzędu 0.00002. Statystyczny dowód cudu (jak określił to McKay) okazał się być wątpliwy. Podczas gdy Rips i Witztum nadal obstają przy swej wersji, twórcy programu BBC doszli do następującego wniosku: „Dopóki dowody nie będą niepodważalne, sceptycy mają pełne prawo powątpiewać w to, czy nauka zdoła kiedykolwiek potwierdzić istnienie kodu Biblii”.
Choć Rips odciął się od spekulacji Drosnina, nadal zajmuje się ukrytym w Torze kodem, mimo że jego prace również stały się przedmiotem krytyki
W międzyczasie pokazała się nowa publikacja Ripsa, w której twierdzi on, iż w Torze zawierają się zakodowane odniesienia do ataków z 11 września. Twierdzenie to okazało się niespodzianką z racji tego, że poprzednie dokonania Ripsa opierały się głównie o nazwiska i daty. Pomimo to nowa teoria Ripsa ma niewiele wspólnego z jakże podobny poglądami Drosnina, bowiem jej twórca próbował udowodnić ją naukowo. Mimo to zainteresowanie tematem kodu Biblii słabło i nowa teoria Ripsa spotkała się z niewielkim odzewem. Warto pamiętać, że w przypadku poszukiwania tajemnych kodów wykorzystuje się zoptymalizowane metody poszukiwania, które pozwalają na śrubowanie wyników. Nie możemy zatem zapominać o krytyce.
Kończąc ten temat zauważamy, że historia o kodzie ukrytym w Torze posiada swe liczne kuzynki, z których część istnieje zapewne jedynie w wyobraźni ich twórców. Przykładami mogą być tajemne przesłania Koranu, kod egipskich piramid, kod Szekspira, tajemnica manuskryptu Wojnicza, kompozycji Bacha czy rysunków z Nazca. Być może ktoś pokusi się kiedyś o złamanie kodu tego artykułu? Sposobów jest na pewno wiele.
Tłumaczenie i opracowanie: INFRA
Autor: Klaus Schmeh
Źrodło: Telepolis