Nic tak bardzo nie zmieniło świata UFO, jak pojawienie się dokumentów MJ-12 – rzekomych raportów przeznaczonych dla prezydenta i dowodu na to, że rząd USA ukrywa obecność Obcych na Ziemi. Zawsze uznawano jednak, że są za dobre, aby mogły być prawdziwe. Analizując ich historię należy zwrócić uwagę nie tylko na ciemną przeszłość wielu amerykańskich badaczy UFO oraz wszelkiej maści (dez)informatorów, lecz zadać sobie także pytanie, kto chce, aby społeczeństwo uwierzyło w to, że rząd ukrywa prawdę na temat UFO i przybyszów spoza Ziemi?
11 grudnia 1984 roku badacz UFO i producent telewizyjny Jaime Shandera otrzymał brązową kopertę z filmami. Kiedy je wywołano, okazało się, że to 8 stron z dokumentu datowanego na 8 listopada 1952 roku, przygotowanego dla prezydenta-elekta, Dwighta D. Eisenhowera. Dotyczyły one „Operacji Majestic 12” i były opatrzone klauzulą wysokiej tajności.
Czym była operacja Majestic 12? Twierdzi się, że to sekretny program rozpoczęty 7 lipca 1947 roku, po odkryciu wraku statku z Roswell, który w historii ufologii zapisał się jako „katastrofa UFO”. Rzekomy wypadek doprowadził ostatecznie do rozpoczęcia operacji, która w sekrecie zebrała ekspertów, których zadaniem było wypracowanie metod i wskazówek, poprzez które Amerykanie mieli radzić sobie ze sprawą przybyszów z kosmosu.
Wśród ekspertów wymieniano: adm. Roscoe H. Hillenkoetera, dr Vannevara Busha, Jamesa Forrestala, gen. Nathana T. Twininga, gen. Hoyta S. Vanderberga, dr Detleya Bronka, dr Jerome’a Hunsakera, Sidneya W. Souersa, Gordona Graya, dr Donalda Menzela, gen. Roberta Montegue oraz dr Lloyda V. Bernkera. Wszyscy członkowie listy MJ-12 nie żyli już w czasie, gdy materiały dotarły do Shandery. Ostatni z nich, Hunsaker, zmarł trzy miesiące wcześniej w wieku 98 lat. Jasne było, że ktoś z opublikowaniem dokumentów czekał do śmierci ich wszystkich… albo też chciał upewnić się, że nikt z rzekomych członków nie ustosunkuje się do informacjach o jego udziale w projekcie. Wśród wszystkich wymienionych osób dr Donald Menzel uznawany był za zagorzałego przeciwnika zjawiska UFO, stąd też jego członkostwo zdawało się być „logiczne” dla tych, którzy wierzyli, że jego „kazania” zaprzeczające możliwości istnienia zjawiska NOL były częścią kampanii, poprzez którą rząd amerykański oficjalnie dyskredytował fenomen, choć w tajemnicy utrzymywał nie tylko stan swojej wiedzy na ten temat, ale i posiadanie przedmiotów pochodzenia pozaziemskiego.
Choć Menzel rzeczywiście był sceptykiem, w 1949 roku doniósł o spotkaniu z UFO Siłom Powietrznym. O tym fakcie nie wiedziano przez ponad 30 lat, jednakże jeśli rzeczywiście miał on dostęp do sekretnych informacji na ten temat od roku 1947, nie było sensu, aby donosił o spotkaniu z UFO lotnictwu mając dostęp do wszystkiego na ten temat dzięki swemu członkostwu w MJ-12.
Czterech innych spośród wymienionych członków również związanych było z działaniem na polu ufologii. Wspomniany już Hillenkoetter był członkiem NICAP i przedstawiał Kongresowi publiczne oświadczenia na temat zjawiska. Twining i Vandenberg nadzorowali pierwsze programy badawcze nad NOL-ami, takie jak Projekt Sign czy Blue Book. Twinning był także autorem słynnego memorandum z 23 września 1947 roku (dzień później Truman rzekomo założył MJ-12) oświadczającego, że latające spodki są prawdziwe i wymagają uwagi ze strony różnych rządowych organizacji badawczych. Sprawiło to, że pod koniec 1947 rozpoczęto Projekt Sign. Z kolej ostatni z panów, Berner, był członkiem tzw. Panelu Robertsona, którego zadaniem było demaskowanie zjawiska UFO.
Głównym problemem z historią MJ-12 było to, że Shandera, który otrzymał dokumenty był współpracownikiem Billa More’a – słynnego badacza zjawiska UFO, który był współautorem pionierskiej książki na temat Roswell (napisanej z Charlesem Berliozem). Co zatrważające, w 1989 roku Moore wyznał, że brał udział w kampanii dezinformacyjnej przeciw dr Paulowi Bennewitzowi, w której wraz z innymi kolegami fałszował on związane z UFO materiały. Pytanie, które należało sobie zadać brzmiało: czy materiał, jaki otrzymał Shandera był również aktem dezinformacji, która powstała z pomocą Moore’a… albo przeciwko niemu? Nigdy nie można bowiem zapominać, że gdy jest się członkiem jednej kampanii, można paść ofiarą drugiej.
Paul Bennewitz to amerykański biznesmen, który odegrał znaczącą rolę w powstaniu szeregu teorii spiskowych dotyczących powiązania fenomenu UFO z działaniami dezinformacyjnymi sił specjalnych amerykańskiego lotnictwa wojskowego. Przez większość badaczy amerykańskich postrzegany jest jednak jako osoba mało wiarygodna czy też wręcz paranoiczna. Niewątpliwym faktem jest, że przynajmniej część teorii wysnuwanych przez Bennewitza dotyczących UFO i działań obcych istot na Ziemi była inspirowana przez materiały dezinformacyjne preparowane przez służby wywiadowcze amerykańskiego wojska (fot. za: projectcamelot.org).
Największym problemem było jednak to, że w lutym 1981 roku Moore wręczył Bennewitzowi dokument znany jako „Project Aquarius Telex” będący zapisem komunikacji między kwaterą główną AFOSI (Lotniczym Biurem ds. Specjalnych Śledztw) a biurem bazy lotniczej Kirkland AFB. Jedno ze zdań brzmiało: „Oficjalna polityka rządu USA oraz wyniki Projektu Aquarius są wciąż utajnione, z ograniczonym dostępem do MJ-12”. Był to pierwszy przypadek, gdy wymieniono tą nazwę i co więcej, pojawia się ona pośrodku kampanii dezinformacyjnej. (Później potwierdzono istnienie Projektu Aquarius przeprowadzanego przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego, jednak dotyczył on śledzenia pocisków oraz samolotów. Fakt, że twórcy dokumentów MJ-12 wiedzieli o istnieniu projektu i wpletli go w swój własny mit sugeruje, że sami pracowali kiedyś w kręgach wywiadowczych.)
Po drugie, skierowany do prezydenta raport stwierdzający, że „dokument ten przygotowany został przez MJ-12”, pokazany został innej badacze UFO, Lindzie Moulton Howe, która stwierdziła, że widziała go znacznie wcześniej, w kwietniu 1983 roku, czyli na 18 miesięcy przed tym jak odebrał je Shandera. Howe mówiła, że człowiekiem, który pokazał jej dokument był Richard Doty, agent AFOSI, który pracował wspólnie z Moorem w kampanii dezinformacyjnej przeciwko Bennewitzowi. Ponadto siły powietrzne stwierdziły, że telegram dotyczący Projektu Aquarius był sfałszowany. Można było się spodziewać od wojska takiej odpowiedzi, gdy zadawało się pytanie o tajny projekt i wyciekły dokument, jednak w tym przypadku błędy zawierały się w stylu i formacie dokumentu. Moore wyznał potem, że sam przepisał dokument i dodał do niego pieczątkę. Potem twierdził jednak, że był on oparty na prawdziwym dokumencie, którego oczywiście nikt nigdy nie widział. W ten sam sposób zadziałał Ray Santili, który przyznał, że film przedstawiający rzekomą sekcję zwłok kosmity był fałszerstwem, ale tylko dlatego, że oryginalny film byłby bezużyteczny dla celów pokazywania go w telewizji, stąd też postanowił wraz z kolegami odtworzyć przebieg oryginału.
Od lewej: Bill Moore, Jaime Shandera oraz Stanton Friedman
Mówiąc krótko, niewiele przemawia za prawdziwością MJ-12. Jednak w 1985 roku, w czasie wizyty w Archiwach Narodowych, Moore i Shandera twierdzili, że odnaleźli niepodpisaną kopię memorandum gen. Twininga. Datowany na 14 lipca 1954 dokument zawierał wspomnienie o „Specjalnym Projekcie Badawczym NSC/MJ-12”. Oczywiście sprawa byłaby bardziej wiarygodna, gdyby nie potwierdził jej Moore, o którego podwojnym życiu jeszcze w połowie lat 80-tych nie wiedziano.
Mimo wszystko gra warta była świeczki i gdyby dokumenty okazały się prawdziwe, stanowiłyby przełom w ufologii, którego poszukiwano już od kilku dekad. Stad też FUFOR (Fundusz na rzecz badań UFO) kierowany przez fizyka dr Bruce’a Maccabee oplacił badacza Santona Friedmana, którego celem miało być zbadanie dokumentów MJ-12.
Po zdemaskowaniu Moore’a i skierowaniu aktywności Shandery na inne tory, Friedman stał się głównym ekspertem od MJ-12. On, jak też i inni, szybko wskazali na Richarda Doty’ego, byłego agenta AFOSI, który pracował wspólnie z Moorem nad sprawą Bennewitza i który pokazał Lindzie Howe materiały. Friedman mówił: „Ktoś założył, że Doty dostarczył najpierw raport wprowadzający. Moore i Shandera twierdzili, że nikt nie przyznał się do wysłania dokumentów, jednakże napis na brązowej kopercie wskazywał, że nadano go z Albuquerque. Wiadomo z rozmów z Dotym, że zdawał sobie on sprawę z istnienia dokumentów, ale z tego co wiem nigdy nie przyznał się do ich rozsyłania. Wątpię, że to zrobił.” Wniosek ten pokazywał brak rozsądku badaczy UFO. Sprawa wyglądała na fałszerstwo, zaś list nadany został z miasta, w którym mieszkał człowiek zaangażowany w kampanię dezinformacyjną. Ponadto list adresowany był do kolejnego uczestnika tej kampanii. Mimo wszystkich przeszkód badacze uznali, że Doty nie brał w tym udziału. Mimo to wciąż musimy zgodzić się ze stwierdzeniem Friedmana, że „niezależnie od tego, czy dokumenty są prawdziwe, czy nie, musiały zostać stworzone przez kogoś zaangażowanego” (w sprawę). Należy zgodzić się ponadto z Carlem Saganem, który powiedział: „Najbardziej wrażliwym punktem dokumentów MJ-12 jest fakt, ze znalazły się one w cudowny sposób na progu, podobnie jak w bajce o elfach i szewcu.”
Podrzucone czy pochodzące z przecieku dokumenty nie odbiły się od razu znacznie na środowisku ufologów. Początkowo utrzymywane były w tajemnicy z obaw przed tym, że upublicznienie ich uczyniłoby z kogoś bohatera, albo (w przypadku braku ich wiarygodności) totalnie zdyskredytowałoby daną osobę.
Timothy Good (fot. za: timothygood.co.uk)
Wiosną 1987 roku Moore i Shandera dowiedzieli się, że historia o MJ-12 mogła narodzić się w Europie. Przenikanie fałszywych historii do zagranicznej prasy to standardowy zabieg dezinformacyjny i jak widać Moore przejął go od swych kolegów z AFOSI. Ostatniego dnia maja 1987 roku gazeta „London Observer” opublikowała historię, którą podchwyciła następnie agencja Reutera. Artykuł był autorstwa Martina Baileya, jednak głównym bohaterem był Timothy Good – ufolog i muzyk. Proces, w wyniku którego dokumenty pojawiły się w Wielkiej Brytanii jest jasnym dowodem na próbę jego przemycenia do społeczeństwa. Po powolnym procesie przyjmowania ich w USA, najsłynniejsza ówczesna pisarka poruszająca tajemnicę UFO, Jenny Randles, pracowała nad książką o „oficjalnej” historii związanego z UFO spisku. Zupełnie „przypadkowo” trafił do niej wówczas informator, który zaoferował jej kolekcję dokumentów ukazujących amerykańskie zaangażowanie w kwestię UFO. Jednakże podobnie jak jej amerykańscy koledzy, Randles wykazała dystans do materiałów, zaś tajemniczy informator zniknął. Gdy dokumenty MJ-12 wydano rok później, Randles uświadomiła sobie, że były one wśród dokumentów jakie wówczas jej zaoferowano.
W ciągu kilku tygodni od przekazania Randles dokumentów, Good pracujący nad książką o podobnej tematyce (pt. „Above Top Secret”, wydanej w 1987) otrzymał kolejną część dokumentów. W przeciwieństwie do Randles zaakceptował je, co poskutkowało artykułem z maja. To właśnie on przekonał Amerykanów do upublicznienia dokumentów. Kolejny ze współczesnych mitów w ten sposób został powołany do życia, zaś kampania dezinformacyjna zaczęła wreszcie wydawać oczekiwane owoce.
Good zaczął pisać serię bestsellerów poświęconą tajnym kontaktom rządów i UFO, co nie tylko zwróciło na tę kwestię uwagę społeczeństwa, ale i utorowało drogę do innych tego typu dzieł. Skutkiem tego było zintensyfikowanie akceptacji scenariusza kontaktu oraz większe zainteresowanie kosmitami.
Mniej wiadomo jednak, że w późniejszych latach dokumenty MJ-12 uległy „rozproszeniu”. Pod koniec 1992 roku nowy zestaw otrzymał Timothy Cooper, który napisał potem o nich książkę wraz z Richardem Dotym. W swych dyskusjach nad dokumentami nawet Friedman przyznaje, że są one reprodukcjami – przepisanymi i lekko zmienionymi wersjami starych memorandów. Mówiąc pokrótce, są to fałszywki, które ukształtowano tak, aby wyglądały na twory fikcyjnej grupy MJ-12. Don Berliner, członek rady FUFOR-u, otrzymał kolejne dokumenty, również zawarte na rolce filmu, zaadresowane z Wisconsin. Był to rzekomy podręcznik o nazwie: „Podręcznik operacyjny grupy specjalnej Majestic 12: Pozaziemskie istoty i technologia…” datowany na kwiecień 1954.
FUFOR znajdujący się pod rządami Maccabee’go (na zdjęciu po lewej) był jedyną „UFO-instancją”, która zaadoptowała dokumenty i promowała je przez Friedmana. Fizyk pracujący uprzednio dla marynarki, którym był Maccabee jest wiodącym i wpływowym zwolennikiem hipotezy o pozaziemskim pochodzeniu UFO. Stał się on znany na polu ufologicznym w połowie lat 70-tych głównie dzięki twierdzeniom, że posiada dowód na to, że CIA ukrywają tysiące dokumentów dotyczących UFO, co znacznie rozgrzało nastroje tych, którzy wierzyli, że rzeczywiście musi istnieć coś do ukrycia. Wspierając swą postacią wiele sensacyjnych przypadków spotkań z UFO, Maccabee użył swych wpływów aby umniejszyć znaczenie dowodów wskazujących na bardziej konwencjonalne wyjaśnienia wielu obserwacji. Dla przykładu, gdy w 1997 roku pojawiły się dokumenty stwierdzające, że obserwacje UFO były przykrywką do przypadków spotkań z samolotami szpiegowskimi, uznał on, że dowody te są bez znaczenia. Maccabee współpracował z Williamem Moorem, m.in. w sprawie rzekomego lądowania UFO w pobliżu Kirtland AFB w 1980 roku, na co informacje dostarczył sierż. Richard Doty.
Gdy Moore przyznał się do swej niechlubnej przeszłości dodał, że dla AFOSI pracowało jeszcze czterech prominentnych amerykańskich badaczy, jednak zdecydował się nie wymieniać ich z nazwiska. W 1993 roku inny badacz odkrył, że Maccabee utrzymywał bliskie związki z CIA i gdy go o to zapytano wyznał, że od 1979 roku był regularnie przesłuchiwany w kwaterze CIA w Langley na temat swej działalności na polu UFO. Zaprzeczał jednak, aby ta współpraca miała posunąć się dalej. Sekretem pozostaje jednak to, dlaczego nie przyznawał się do tego przez tak długi czas.
Ironią bowiem jest, że czołowy badacz UFO i głowa organizacji zajmującej się kwestią utajniania informacji na ten temat, jak też czołowy zwolennik teorii o roli, jaką w procederze ukrywania prawdy o UFO miało grać CIA, miał tak długie i sekretne powiązania z tą agencją. Maccabee nie zdołał jednak przekonać o swej niewinności wielu osób, w tym swego przyjaciela z organizacji, Richarda Halla.
Richard Doty (fot. za: exopoliticsjournal.com)
Na miano „mistera MJ-12” zasługuje jednak nie kto inny jak Doty. Kiedy skontaktował się on z Moorem ten drugi oświadczył, że powodem dla jakiego współpracował z AFOSI była obietnica dotycząca wymiany informacji. Za szczegóły z życia i dokonań innych badaczy miał on uzyskać dostęp do tajnych amerykańskich dokumentów na temat UFO. Moore zaakceptował tę historię, choć dokumenty i informacje, które uzyskał i na których oparł swe książki były w zasadzie dezinformacją. To Doty powiedział mu, że żywa istota pozaziemska została schwytana w czasie innej z katastrof jaka miała miejsce w Nowym Meksyku i żyła w niewoli do 1952 roku. Od tego czasu na Ziemię przybywali inni „obcy ambasadorowie”. Doty mówił również o układzie między rządem a obcymi. Pokazał również Lindzie Howe „tajne dokumenty” w 1983 roku, kontaktując się z nią po emisji programu na temat okaleczeń bydła, w których eksponowana była teoria o ich związku z UFO. Doty obiecał nawet Howe materiał filmowy z obcymi, co jednak nie doszło do skutku. Dlaczego jednak zdecydował się on „uderzyć” do dziennikarzy, nie do naukowców lub polityków, którzy mogliby zająć się tymi jakże ważkimi kwestiami? Wiadomo jednak, że dziennikarze miewają zapędy do poszukiwania sensacji, niezależnie czy dane historie są prawdziwe czy nie – to często kwestia drugorzędna. Dokumenty MJ-12 stanowiły zatem doskonały materiał do pertraktacji z producentami telewizyjnymi. Doty próbował tego dokonać, jednak gdy nie udało się to na gruncie amerykańskim, zaczął poszukiwać szans w Wielkiej Brytanii, gdzie udało się znaleźć osobę, która wyniosła sensacje związane z dokumentami na światło dzienne. W latach 80-tych Doty skupił się na twórcach dokumentów w nadziei dalszego szerzenia informacji o MJ-12.
W latach 90-tych nastąpiła fala zainteresowania zjawiskiem UFO, głownie dzięki serialom jak „Z archiwum X” czy poświęconym MJ-12, choć mniej pamiętanym „Dark Skies”. Mało wiadomo o tym, że Doty dokonał niezwykłych decyzji w związku ze swą karierę, bowiem opuścił wojsko, aby… zostać konsultantem przy pierwszym z wymienionych seriali oraz filmie „Taken” Spielberga, który stanowił najbardziej znaną próbę promocji teorii o MJ-12 i próbie zaszufladkowania „prawdy o obcych”. Hollywood pomogło scementować ideę o związku rządu z UFO oraz istnieniem grupy, podczas gdy w środowisku badaczy narastały coraz to większe kontrowersje. Książki czy też produkcje związane z ideą ukrywania prawdy o UFO znalazły się w centrum zainteresowania, podczas gdy mniej optymistyczne głosy, czy też techniczne analizy (np. autorstwa Friedmana) przyciągały znacznie mniej uwagi. Jeśli rzeczywiście w grę wchodził supertajny spisek, to dlaczego rząd nie interweniował na polu, gdzie pojawiało się coraz więcej książek na ten temat. Dlaczego nie wyolbrzymiano pomyłek, przejaskrawionych faktów i hipotez czy też zwykłych kłamstw, jakie były w nich zawarte?
W 2005 roku Robert Collins i Doty wydali książkę „Exempt from Disclosure” z dodatkowymi materiałami dostarczonymi przez Coopera. Doty mówi w niej o istnieniu w szeregach amerykańskiej administracji frakcji, która pragnie, aby ujawniono fakt istnienia obcych istot oraz tych, które znajdują się w „niewoli”.
Niestety książka (choć lepiej pasuje to słowo zbiór tekstów) wygląda na czystą fikcję, której trzon stanowi oczywiście MJ-12. Autorzy starają się z zebranych razem historii stworzyć coś, co ma sens, jednakże tylko dla zagorzałego zwolennika ich teorii. Wśród wymienionych incydentów znajdują się też przebarwione opowieści o katastrofach w Roswell i Soccoro.
Wśród najbardziej smutnych aspektów książki znajduje się stwierdzenie, że członkiem MJ-12 był Carl Sagan. Znajduje się tam również prawdziwy diamencik: „Biblia została uznana jako długo poszukiwany klucz do zrozumienia obserwacji pozaziemskich pojazdów UFO a informacją tą podzielono się z Watykanem już w 1949 roku.” Kolejny to stwierdzenie, że JFK również został poinformowany o MJ-12, ale zażądał upublicznienia informacji i co więcej, chciał podzielić się nimi z Rosją. Mówiąc krótko, książka o której mowa celowo podąża dobrze znaną drogą dezinformacji – podajemy fakt, potem spekulację a na końcu dodajemy kłamstewko. Jednym z przykładów może być oświadczenie mówiące, że budowa broni atomowej miała na celu przygotowanie się na atak obcych. Potem autorzy dodają jeszcze, że „oczywiście decyzja zbiegła się z faktem, że takową mieli już Sowieci”, co uświadamia nam, że rywalizacja mocarstw i wyścig zbrojeń nie były prawdziwymi przyczynami i ze strony amerykańskiej był to zwyczajny „zbieg okoliczności”.
Wśród innych „dowodów” prezentowanych przez Doty’ego znajduje się fakt, że jego wuj, Ed Doty, zajmował się badaniem UFO dla wojska i wspólnie z Richardem wymieniali swą wiedzę na temat UFO i odwiedzających nas kosmitów. Można spodziewać się, że krewny potwierdzi tę historię, jednak w rzeczywistości odmawia komentarzy. To mówi samo za siebie.
Książka zawiera także klasyczne już informacje, że obcy szczególnie lubią lody truskawkowe i komunikują się z nami za pomocą języka znaków, bowiem ten jest według Doty’ego uniwersalnie rozumiany. Wynika stąd, że mowa ciała nie jest typowa tylko dla ludzi i zna ją każdy przybysz z kosmosu.
Dokumenty MJ-12 pozostają mimo wszystko najbardziej znanymi „wyciekami”, które dzięki staraniom wielu osób, w tym Doty’ego oraz speców z Hollywood, uznawane są przez wiele osób za autentyki i dowód na to, że od kilkudziesięciu już lat amerykański rząd efektywnie ukrywa prawdę o kosmitach przebywających na Ziemi. W rzeczywistości to jednak kampania o charakterze dezinformacyjnym, w której centrum znajduje się właściwie jeden człowiek z czyjegoś plecenia. Główne pytanie, nad którym powinni zastanowić się wszyscy ufolodzy dotyczy tego, kto w amerykańskich kręgach rządowych chce, aby uznawano, że Amerykanie przechowują obcych i ich tajemnice? Jeśli nie jest to jedna osoba, to prawdopodobnie ta grupa może być prawdziwym „Majestic 12”.
Tłumaczenie: PC/INFRA
Autor: Philip Coppens
Źródło: philipcoppens.com
Fot. w nagłówku za: philipcoppens.com
Opublikowano za zgodą autora